Wszystko by było inaczej, gdyby Petr zaraz po starcie się nie wywrócił i gdyby w Raciborzu nie musielibyśmy przenosić kajaków przez stawidła i Odra od Koźla aż do Wrocławia niebyła regulowana śluzami, miała większy nurt a my byśmy mieli lepsze rękawice, plastry i gdyby dupa nie była podzielona na pół a nogi nie trzęsły się w kolanach.
Ale wtedy była by to zupełnie inna przygoda – a taka nas będzie czekać w przyszłym roku. Z Wrocławia aż do morza. Teraz cały czas wiosłowaliśmy (oprócz czasu spania) i pokonaliśmy 250 km na turystycznych plastikowych kajakach. Woda raczej równo płynęła więc trzeba było ostro pracować ale już to wiemy, że nasze ciała mają na to moc. Dziękujemy za wsparcie i czekamy na kolejny rok. Taka odrobina hecy na wodzie i w powietrzu…